M�j �l�sk, moja Polska, m�j �wiat
Jestem �l�zakiem. To dla mnie tak oczywiste, jak to, �e bije we mnie serce i �e oddycham. �l�sko�� mnie boli. Ten b�l,
czasem bardziej realny od b�lu fizycznego, jest dla mnie dowodem na to, �e to co� istnieje.
Przez wiele lat moja to�samo�� nie stanowi�a dla mnie problemu. Wychowa�em si� na �l�sku wiejskim, w otoczeniu, w kt�rym
moi pobratymcy stanowili ogromn� wi�kszo��. �l�sko�� przez wiele lat by�a dla mnie jedynym �wiatem, jaki zna�em. Nie zmieni�a
tego nawet szko�a. Dop�ki chodzi�em do szko�y w mojej miejscowo�ci, do koleg�w si� goda�o, do „pani” si� m�wi�o, ale
tylko na lekcji, bo poza lekcj� czasami nawet z „pani�” mo�na sobie by�o pogoda�. Polska by�a w telewizji, w szkole, w ksi��kach,
by�a czym� dalekim i egzotycznym. �l�sko�� by�a czym� tak naturalnym, jak powietrze, kt�rym si� oddycha bezwiednie i kt�rego si�
nawet nie zauwa�a, albo jak chleb, po kt�ry zawsze mo�na by�o si�gn��. �l�sk by� w naszej pracy na polu u dziadk�w, w
opowiadaniach o staroszkach, kt�rzy na gospodarce prze�yli sto lat, w �mie, kt�ra opiekowa�a si� nami w zast�pstwie rodzic�w, w
parze go��bi, kt�r� dziadek przeznacza� na obiad dla wnuk�w. �l�sk by� te� w zdziwieniu dziadka, kt�ry chcia� sobie „wyrobi�
emerytur�” pracuj�c w PeGeeRze i nie m�g� si� nadziwi� dialektycznemu cudowi komunizmu - „jak to si� dzieje, �e oni
chodz� pijani, tyle dobra marnuj�, a ci�gle maj� pieni�dze i prosperuj�”. Tylko czasami g�osy doros�ych zamienia�y si� w
szept, gdy ujkowie wieczorami rozprawiali o s�u�bie w trzech armiach, wspominali o tym, jak by�o za Niymca, a jak za staryj Polski.
Czasami ta egzotyczna polsko�� objawia�a si�, jako co� wrogiego naszej �l�sko�ci, np. w postaci nas�anych z Cz�stochowy
na urz�dy „Polok�w”, albo nawiedzonych nauczycieli polonizator�w. Ale to by�y raczej problemy doros�ych, zas�yszane w pods�uchanych
mimowolnie rozmowach. Zreszt� by�a jeszcze jedna bardzo istotna okoliczno��. O to wszystko mo�na by�o obwini� komun�. Gdy zaczyna�em
dorasta� wybuch�a w Polsce „Solidarno��”. To sprawia�o, �e �l�sko�� z polsko�ci� �atwo by�o mi pogodzi�.
Moje pierwsze brutalne odczucie polsko�ci nast�pi�o, gdy po uko�czeniu szko�y podstawowej poszed�em do og�lniaka w
mie�cie. Nie przysz�o mi do g�owy, �eby moj� etniczno�� przed kimkolwiek ukrywa�. I spotka�o mnie odrzucenie. Moja �l�sko�� i
wiejsko�� zosta�y wydrwione. Pierwsze lata nauki w og�lniaku zapami�ta�em jako do�wiadczenie upokorzenia. Najbole�niejsze by�o to
doznane ze strony r�wie�nik�w. I tu si� zaci��em. Nie wiem dlaczego, ale upar�em si�, �e nie b�d� si� ani mojej mowy, ani mojego
wiejskiego pochodzenia wstydzi�. My�l�, �e odczuwa�em jakie� poczucie osobistej godno�ci, kt�re nie pozwoli�o mi wyprze� si�
siebie. Kosztowa�o mnie to wiele b�lu, ale przetrwa�em. By�em od nich zdolniejszy, pracowitszy, twardszy.
Mimo tego mocnego negatywnego do�wiadczenia nie nast�pi�o we mnie jaki� radykalny konflikt mi�dzy polsko�ci� i �l�sko�ci�.
Znowu o wszystko obwinia�em komun�. Przeciwko komunie byli�my wszyscy, bez r�nicy polskoj�zyczni i �l�skoj�zyczni. Byli�my po
jednej stronie barykady, po drugiej byli tzw. „oni”. Bohaterstwo, po�wi�cenie, zaanga�owanie dla Sprawy, to wszystko poci�ga�o,
imponowa�o. Wi�kszo�� moich �wczesnych znajomych przewin�a si� przez oaz�. Na pielgrzymkach �piewali�my „Pie��
konfederat�w barskich”, nocami s�uchali�my „Wolnej Europy” i z wypiekami na twarzy szeptali�my sobie plotki o tym,
gdzie ukrywa si� Zbyszek Bujak. Polsk� idealizowali�my. �atwo by�o to zrobi�, bo tej wolnej Polski nie by�o. Wydawa�o si� nam, �e
jak tylko sowieci si� wynios�, b�dzie u nas raj na ziemi.
Pami�tam, �e kiedy� na lekcjach polskiego przerabiali�my publicystyk� Edmunda Osma�czyka, kt�ry z pozycji polskiego
patrioty, a jednak do�� krytycznie, wypowiada� si� o Polakach, por�wnuj�c ich z Niemcami, kt�rzy w�a�nie przegrali wojn�. Wpisywa�o
si� to do�� dobrze w propagand� schy�kowego okresu komuny, propagand� szukaj�c� przyczyn upadku pa�stwa w „wadach narodowych”.
Pami�tam, �e wtedy jako jedyny odwa�y�em si� zaprotestowa� i zawzi�cie polemizowa�em z polonistk�. By�em jak Gabriel Basista, w
filmie „S�l ziemi czarnej” ogl�daj�cy Polsk� z daleka, przez lunet�, jak marzenie, jak ludow� ba��. Jedyna Polska, jak�
wtedy zna�em, to kilka wsi z moich okolic plus patriotyczno-heroiczna mitologia.
I ta wolna Polska do nas przysz�a, zosta�a nam podarowana za darmo, jak manna z nieba zrzucona �ydom na pustyni. Ta wolna
Polska do nas przysz�a i rozczarowa�a. Rozczarowa�a mnie tak samo, jak pokolenie Gabriel�w Basist�w, do kt�rego nale�a� m�j
pradziadek powstaniec. I okaza�o si�, �e z tych naszych wszystkich idea��w nic nie zosta�o. Nagle Polacy zacz�li si� modli� do
sukcesu, id�c do niego po trupach s�siad�w, zamiast prostoty wybrali �ycie lekkie, �atwe, przyjemne i g�upie a po�wi�cenie i
solidarno�� zamienili na zasad� „�mier� frajerom”. I nie potrafi�em wpasowa� mojej �l�sko�ci w �wiat dobrze
umotywowanych i „warto�ci swej w pe�ni �wiadomych” nosicieli telefon�w kom�rkowych, cwanych polityk�w i pogr��onego w
marazmie proletariatu, kt�rego aktywno�� �yciowa ogranicza si� do drobnych oszustw, walenia pi�ci� w st� i krzyku „a mnie
si� nale�y, a my�my sobie wywalczyli”. I pomy�la�o mi si�, czy czasem Osma�czyk nie mia� racji. I moja polsko�� topnia�a z
ka�dym nowym zwyci�stwem postkomuny, z ka�d� now� afer� narodowo-katolickiej „prawicy”, by niedawno ostatecznie lec w
gruzach. I zacz��em czu� t� r�nic�. Nie wiem, czy jestem Polakiem. Wiem na pewno, �e nie jestem Polakiem standardowym, nie jestem
takim Polakiem, jak inni. G�rny �l�sk, przynajmniej ten, kt�ry znam i pami�tam, jest inny.
Moje rozczarowanie nie wi��e si� tylko z inwazj� Mac-�wiata. Wierzy�em g��boko w to, �e wolna Polska we�mie moj�
�l�sk� etniczno�� w obron�. Przecie� przed wojn� �l�sk mia� szerok� autonomi�. Nic takiego si� nie sta�o a pod pewnymi wzgl�dami
jest gorzej, ni� za komuny. Pami�tam, �e w czasach komunistycznych �l�sk budzi� pewien respekt. Przedstawiano �l�zak�w jako ludzi
ci�kiej pracy, prostych, ale twardych i godnych szacunku. To wszystko zmieni�o si� po roku 1990. Nasta�a wprawdzie pewna moda na �l�sko��,
ale �l�sko�� t� odarto ca�kowicie z jej ducha, sprowadzaj�c j� do swoistego �l�skiego zoo, w kt�rym mo�na sobie poogl�da� r�ne
okazy prymitywnego folkloru. (I jest ca�kiem mo�liwe, �e tylko takie zoo nam pozostanie, bo to prawdziwe zoo pono� bankrutuje). Dzisiaj
�l�sk postrzegany jest jako zatruta czarna dziura zasiedlona jakimi� zdegenerowanymi p�g��wkami. Tak samo, jak przed laty,
upokorzenie jest cz�stym do�wiadczeniem m�wi�cego po �l�sku i przyznaj�cego si� do swojej etniczno�ci.
My�l�, �e Polacy nigdy �l�ska nie zaakceptowali takim, jaki on jest, nie uznali go za cz�� swojej polsko�ci.
Polacy zawsze traktowali �l�sk jako teren, kt�ry dopiero ma si� na ich polsko�� nawr�ci�.
Polacy nigdy nie uznali za swoj� naszej mowy. Gdyby by�o inaczej, nauczyciele poloni�ci nie byliby trenowani, jak unika�
�l�skiego akcentu („ ... musisz m�wi� tak, �eby nikt nie pozna�, �e jeste� ze �l�ska”) i jak oducza� dzieci m�wienia
po �l�sku. Gdyby by�o inaczej, p. redaktor Smolorz nie musia�by si� skar�y�, �e urz�dnicy w katowickim magistracie notorycznie
przekr�caj� jego nazwisko zamieniaj�c jego �l�skie brzmienie na mniej dra�ni�ce dla polskiego ucha „Smolarz”.
Polacy nigdy nie uznali za swoj� historii naszej ziemi. W szkolnych podr�cznikach do nauki historii znajdziemy wi�cej
informacji o rewolucji francuskiej i ekspansji kolonialnej Anglii ni� o dziejach �l�ska, kt�re przez sze�� wiek�w toczy�y si� ca�kiem
odmiennie od dziej�w pa�stwa polskiego. Dlatego po dwunastu latach demokracji �l�skie miasta nadal zaludnione s� lud�mi wykorzenionymi,
w og�le nie znaj�cymi cz�sto bogatej przesz�o�ci swych miejscowo�ci, ich zabytk�w i pomnik�w kultury. Je�li nar�d przyr�wnaliby�my
do rodziny, to jego spisane dzieje mogliby�my przyr�wna� do rodzinnego albumu ze zdj�ciami, w kt�rym dokumentuje si� najwa�niejsze
wydarzenia z �ycia bliskich os�b. W tym albumie, kt�rym jest spisana historia Polski, nie ma zdj�� ze �l�ska. Wniosek ci�nie si� na
usta sam. Ludzie, kt�rzy ten album uk�adali nie uznali nas za swoich bliskich, za cz�onk�w swojej narodowej rodziny.
Polska przejmuj�c pod swoje zwierzchnictwo nowe ziemie na Zachodzie powinna by�a si� poszerzy� nie tylko w sensie
terytorialnym, ale tak�e duchowym. Poj�cie polsko�ci powinno zosta� rozszerzone o �l�sk taki, jakim on by�. Sta�o si� jednak
inaczej. Polska potraktowa�a �l�sk jako swego rodzaju „lebensraum” do zasiedlenia przez nowych standardowych Polak�w. Chcemy
ziemi, chcemy fabryk, chcemy dom�w, ale nie chcemy historii, kultury i j�zyka mieszka�c�w tego terenu. Pod tym wzgl�dem dzisiejsza
Polska nie r�ni si� od Niemiec Bismarcka. M�j pradziadek przyst�pi� do powstania nie po to, �eby �l�sk sta� si� jeszcze jednym
Mazowszem albo jeszcze jedn� Ma�opolsk�. Ryzykowa� �ycie po to, �eby �l�sk m�g� pozosta� �l�skiem i �eby nasza swojsko��
przetrwa�a. Jak mu si� wtedy wydawa�o, dobrym sposobem na to by�o zwi�zanie si� z Polsk�.
Na pocz�tku by�em pe�ny zapa�u. Da�em tej wolnej Polsce du�y kredyt zaufania. Czeka�em, bo przecie�
wszystkiego nie uda si� naprawi� od razu. Czeka�em dwana�cie lat - okres wystarczaj�co d�ugi, �eby przynajmniej co� zacz�� i w ten
spos�b wyrazi� swoje intencje. Teraz moja wiara we wparcie ze strony Polski si� wyczerpa�a. Wiem, �e je�li sami si� nie upomnimy o
swoje, zginiemy.
Moja �l�ska etniczno�� jest dla dzisiejszej Polski k�opotliw� historyczn� zasz�o�ci�, jakim� „brakuj�cym
ogniwem” ewolucji prowadz�cej do pe�nego „powrotu na �ono narodu”. Wolna Polska ignoruje t� etniczno�� przy podziale
administracyjnym, przy uk�adaniu program�w szkolnych. �l�zak�w wprawdzie nie wysiedla si� ju� i nie zsy�a na Ural, ale nie pozwala
si� trwa� naszej to�samo�ci. Wolna Polska d��y do ca�kowitego zasymilowania mnie i moich pobratymc�w. Zasymilowania, czyli
ujednolicenia w ramach ustandaryzowanej polsko�ci. Zasymilowania, czyli wydarcia �l�sko�ci z serca mojego i moich ziomk�w. Proces ten
nazywa si� eufemistycznie „integracj�”. Nie jeste�my podmiotem wolnego polskiego pa�stwa, jeste�my w tym pa�stwie w
dalszym ci�gu przedmiotem. Podmiot to kto�, kto wsp�decyduje i kto� dla kogo to pa�stwo istnieje. Przedmiot to co�, z czym
co� si� robi bez pytania go o zdanie.
Najbardziej boli, gdy przykro�� spotyka nas ze strony bliskich. Mnie najbardziej boli, �e mojej �l�sko�ci w wi�kszo�ci
nie akceptuj� Polacy przyznaj�cy si� do wiary w Boga i wyznaj�cy pogl�dy prawicowe. Moja �l�sko�� w du�ej cz�ci nie jest
akceptowana w polskim Ko�ciele.
Z grubsza rzecz bior�c polsko�� mo�na rozumie� na dwa sposoby. Mo�na j� rozumie� w spos�b szeroki i otwarty, tak
jak to by�o w Rzeczypospolitej z czas�w jej �wietno�ci. W tej Rzeczy-pospolitej mie�ci� si� niemieckoj�zyczny Prusak Miko�aj
Kopernik, ruska szlachta, �ydowskie mieszcza�stwo oraz wiele innych nacji i etniczno�ci. W takiej Rzeczypospolitej doskonale zmie�ci�by
si� m�j �l�sk. Istnieje te� bardzo zaw�one poj�cie polsko�ci, kt�re pojawi�o si� po rozbiorach a utrwali�o w wieku dwudziestym.
Poj�cie to ka�e rozumie� polsko�� jako jednakowo�� a w r�norodno�ci etnicznej upatruje zagro�enie. „Racja stanu”
uzasadnia wi�c rozmywanie i niszczenie etniczno�ci. W tak rozumianej polsko�ci nie ma dla mnie miejsca. W tym rozumieniu Polakiem nie
jestem i nigdy nie by�em, poniewa� moja mowa, moja tradycja, moja �wiadomo�� nie przystawa�y i nie przystaj� do standardu.
Niestety wolna Polska, na kt�r� czeka�em, a szczeg�lnie ta Polska prawicowa, prawdopodobnie ze strachu nowym, coraz wyra�niej
przechyla si� ku temu zamkni�temu i w�skiemu rozumieniu narodowo�ci. Moja �l�sko�� jest wi�c postrzegana jako niebezpieczna a m�j
up�r staje si� grzechem przeciwko narodowi. Patriotycznym i chrze�cija�skim obowi�zkiem �l�zaka jest poddanie si� asymilacji.
I widz�, jak dzie� po dniu ta moja swojsko��-�l�sko�� topnieje z jednej strony pod naporem Mac-�wiata w polskim
opakowaniu, a z drugiej pod wp�ywem prawicowych, narodowych fobii.
Jaki wi�c sens ma dla mnie bycie Polakiem? Jaki sens ma dla mnie nar�d, kt�ry mnie nie akceptuje. Po co mi ojczyzna bez j�zyka,
tradycji i dziej�w moich ojc�w. Je�li organizujemy si� razem w jedno pa�stwo, to nie po to, �eby jedni narzucali co� drugim, ale po
to, �eby nawzajem i razem chroni� rzeczy, kt�re s� dla nas drogie. Polsko�� mog�aby mie� dla mnie sens, ale tylko wtedy, gdyby
wspiera�a moj� �l�sko�� i pomaga�a mi stawa� si� w niej doskonalszym cz�owiekiem. A to ju� brzmi prawie jak zasada pomocniczo�ci,
znana z katolickiej nauki spo�ecznej: Wsp�lnoty wi�ksze s� moralnie godziwe, je�li nie zast�puj� wsp�lnot mniejszych, ale wspieraj�
je w tych zadaniach, kt�rych mniejsze wsp�lnoty nie s� w stanie wype�ni�.
Tymczasem p�ki co polsko�� wdziera si� w moje �ycie i zamiast moj� pierwotn� �l�sko�� wspiera�, brutalnie ��da
jej amputacji. Amputacja taka cho� bolesna, jest mo�liwa. Tylko po co na miejsce amputowanej �l�sko�ci przyszywa� ustandaryzowan�
polsko��. Tylko czy po takiej amputacji mo�liwa jest jeszcze jakakolwiek to�samo�� narodowa albo etniczna. Dla mnie to�samo�� nie
mo�e by� czym� czysto utylitarnym („tam ojczyzna, gdzie lepiej”). Podstaw� to�samo�ci musi by� pewien zwi�zek
emocjonalny z jak�� zbiorowo�ci� i jej kultur�. Je�li m�j zwi�zek emocjonalny ze �l�sko�ci� zosta�by przeci�ty, jakakolwiek to�samo��
przyszyta na jego miejsce by�aby czym� sztucznym i bardzo p�ytkim. Tak poj�ta polsko�� by�aby rzeczywi�cie tylko pewnym „interfejsem”,
kt�ry umo�liwia mi funkcjonowanie w otoczeniu Polak�w i kontakt ze �wiatem. Tak poj�ta polsko�� by�aby przy tym czym� zupe�nie
przypadkowym, gdy� wynika�aby tylko z tego, �e urodzi�em si� akurat tu i akurat w tym a nie innym czasie. Gdyby moi przodkowie
zdecydowali si� zgermanizowa�, by�bym Niemcem. Gdyby Prusy nie zabra�y �l�ska Austrii dwa i p� wieku temu, prawdopodobnie
najbardziej naturalny by�by dla mnie „interfejs” czeski.
Tylko je�li ju� decydujemy si� na przeprowadzenie tej bolesnej operacji, to po co przyszywa� akurat „interfejs”
polski. Polski „interfejs”, by� mo�e jest lepszy od �l�skiego, ale niesie ze sob� swoje w�asne ograniczenia. Je�li mamy
nasze dzieci uczy� j�zyka, kt�ry nie jest nasz, to dlaczego ma to by� „jedno z mniej znanych afryka�skich narzeczy”. Czy
razem z „interfejsem” mamy przyswaja� sobie wszystkie polskie fobie przed Wschodem i Zachodem i uprzedzenia wobec s�siad�w? O
ile� lepszy by�by „interfejs” angielski albo niemiecki!
Przeci�cie zwi�zku z tradycj� przodk�w, w kt�rej cz�owiek wyrasta�, w istocie prowadzi do „zglobalizowania si�”
i cz�ciowo do nihilizmu. Prawdziwa to�samo�� kszta�tuje si� przez setki lat, przechodz�c z pokolenia na pokolenie. Nie da si�
przeszczepi� Mazowsza albo Ma�opolski na �l�sk. Chyba, �e godzimy si� na nihilizm. My�l�, �e tu jest jedna z najpowa�niejszych
przyczyn k�opot�w, jakie prze�ywa obecnie wolna Polska a z ni� �l�sk.
O c� wi�c nam chodzi? Czy o pieni�dze, czy o niepodleg�e pa�stwo �l�skie, czy o wyrzucenie z naszej ziemi obcych?
Nie! Jak wszystko co �yje, po prostu chcemy trwa�. Chcemy trwa� nie tylko fizycznie. Chcemy trwa� tak�e duchowo a wi�c chcemy, �eby
trwa�y rzeczy nam bliskie, nasza mowa, nasze obyczaje, nasza �l�ska swojsko��, dzi�ki kt�rej oswajamy otaczaj�c� nas przestrze� i
mo�emy czu� si� w niej dobrze, znajduj�c w niej poczucie �adu, bezpiecze�stwa i harmonii. Nie mo�emy zgodzi� si� na asymilacj�.
Nie mo�emy zgodzi� si� na bycie jakim� niedoskona�ym stanem przej�ciowym na drodze do pe�nej polsko�ci. Wiem, �e �l�sko��
istnieje i cho� nie potrafi� jej do ko�ca sprecyzowa�, chc� j� zachowa�. Nie interesuje mnie, czy kto� nazwie j� narodowo�ci�,
etniczno�ci�, j�zykiem, dialektem, gwar�, czy jeszcze jako� inaczej. Chc�, �eby trwa�a!
Je�li chcemy �l�sko�� zachowa�, musimy to d��enie ukonkretni�. Ta nasza swojsko�� wymaga doprecyzowania. Musimy
si� zastanowi�, co jest dla nas najwa�niejsze, co chcemy zachowa� lub tw�rczo przemieni�, a czemu pozwalamy odej�� do przesz�o�ci.
Wiadomo, �e nie da si� dzisiaj �y� tak, jak sto lat temu. Nasza nowa �l�sko�� musi by� na tyle elastyczna, �eby dostosowywa� si�
do nowych czas�w i okoliczno�ci. Z drugiej strony musi by� w niej na tyle du�o naszej swojsko�ci, �eby�my mogli j� postrzega�
jeszcze jako co� swojego, a nie ju� jako co� obcego. My�l�, �e zadowalaj�ca odpowied� na to pytanie nie zosta�a jeszcze podana. By�
mo�e dwana�cie lat wolno�ci, po kt�rych w dalszym ci�gu nie wiadomo, czym oka�e si� by� nowa Polska i czym �l�sk, to za ma�o, aby
jaka� dobra idea mog�a si� wyklu�.
Mac-�wiat proponuje nam wizj� �l�ska czysto ekonomiczn� i utylitarn�, �l�ska traktowanego tylko jako pewna wsp�lnota
interes�w. Jest to wizja kraju bogatego, poprzecinanego autostradami po kt�rych sun� szybkie auta i pe�nego nowoczesnych budowli, ale
zupe�nie wypranego z naszej swojsko�ci. No bo jak pogodzi� ducha ograniczenia i ascezy, o kt�rym pisa� Bodzio, z d��eniem do sukcesu,
jak pogodzi� rodzinno�� z mobilno�ci� a nasz twardy j�zyk z autoprezentacj�.
Narodowa prawica i Ko�ci� proponuj� wizj� �l�ska „wintegrowanego” w zunifikowan� Polsk�, zamieszka�ego
przez Polak�w takich samych, jak w innych cz�ciach kraju. Mamy zachowa� te swoje cechy, kt�re s� warto�ciami uniwersalnymi - mamy
pozosta� uczciwi, pracowici, rodzinni. Znikn�� maj� natomiast te rzeczy, kt�re stanowi� o naszej unikalno�ci i wyr�niaj� nas z t�umu
(z ewentualnym wyj�tkiem dla paru cepeliowskich drobiazg�w w charakterze listka figowego - �eby zadowoli� t� zepsut� Europ�, kt�ra
ma jakie� dziwne odchylenie na punkcie regionalizm�w). Znikn�� ma wi�c nasza mowa, nasza identyfikacja etniczna, czyli wi� z tym
kawa�kiem ziemi, z jego dziejami, poczucie wsp�lnoty i przynale�no�ci do specyficznej tradycji. Maj� one zosta� zast�pione mow�,
identyfikacj� i �wiadomo�ci� og�lnopolsk�. Nasza etniczno�� ma si� roztopi� w polsko�ci, mamy j� z�o�y� narodowi w ofierze.
Koncepcj� t� nazwa�bym koncepcj� duchowego skonsumowania �l�ska przez Polsk�. Skonsumowania, czyli unicestwienia naszej �l�sko�ci
poprzez zaabsorbowanie z niej tego, co Polacy uwa�aj� za korzystne dla siebie a wydalenie tego, co dla nich jest nieu�yteczne. To
skonsumowanie duchowe dope�ni�oby skonsumowania materialnego i ekonomicznego, kt�re ju� si� dokona�o. Poniewa� w ten spos�b �l�sk
ma zosta� sprowadzony jedynie do poj�cia geograficznego, w istocie wizja ta jest wizj� Polski bez �l�ska. To�samo�ci etnicznej i
narodowej nie daje si� wyja�ni� jedynie warto�ciami uniwersalnymi. Moja narodowo�� jest warto�ci� tylko dla mnie i moich pobratymc�w,
nie ma ona wi�kszego znaczenia np. dla Portugalczyka, podobnie jak jego portugalsko�� nie jest istotna dla mnie. Gdyby�my mieli si�
opiera� jedynie na warto�ciach uniwersalnych, wsp�lnych dla ca�ej ludzko�ci (uczciwo��, dobro�, pracowito��) , konsekwentnie nale�a�oby
wraz ze �l�sko�ci� zlikwidowa� wszystkie narody, tak�e polski. Przy tym jest ca�kiem mo�liwe, �e wraz ze znikni�ciem naszej �l�skiej
identyfikacji etnicznej i naszej �l�skiej mowy znikn� tak�e �l�ska uczciwo��, pracowito��, rodzinno��, a w ich miejsce pojawi si�
nihilizm.
Niekt�rzy dzia�acze naszych lokalnych elit (Zwi�zek G�rno�l�ski) co� tam bredz� o jakiej� potr�jnej to�samo�ci
polsko-niemiecko-czeskiej. Mo�e to i prawda, tylko �e do�wiadczenie ostatnich lat pokazuje, �e ta mityczna to�samo�� jest jeszcze
bardziej mglista i niekonkretna, ni� moje opowiadanie o �l�sko�ci-swojsko�ci. Je�li chce si� co� zrobi�, najpierw trzeba
skonkretyzowa� cel. Poniewa� przez dwana�cie lat ta konkretyzacja nie nast�pi�a, potr�jna to�samo�� sta�a si� pustym has�em do
wykorzystania w przem�wieniach wyg�aszanych na organizowanych za pieni�dze podatnika akademiach z okazji „kolejnej okr�g�ej
rocznicy”.
Ludzie skupieni wok� Ruchu Autonomii �l�ska chc� chroni� �l�sko�� poprzez wywalczenie autonomii dla regionu, a
tak�e przez formalno-prawne zalegalizowanie istnienia naszej etniczno�ci jako narodowo�ci. Obie te rzeczy budz� zdecydowany op�r ze
strony Polak�w. Autonomia i samorz�dno�� s� rzecz� dobr�, tylko �e je�li chcemy autonomii, to zapewne nie dla niej samej, ale po
to, �eby za jej pomoc� co� osi�gn��. Je�li chodzi tylko o wi�cej pieni�dzy, to ta wizja nie odbiega za bardzo od wizji Mac-�wiata.
Zapewne wi�c chodzi o co� innego. Ot� wydaje mi si�, �e w istocie chodzi o ochron� tej naszej swojsko�ci, kt�rej jednak nie uda�o
si� za�o�ycielom stowarzyszenia skonkretyzowa�. W tej sytuacji s�owo „autonomia” sta�o si� pewnym wytrychem, ersatzem, w
kt�rym wyczuwam strach przed obcymi i d��enie do odseparowania si� od nich. Sama autonomia, podobnie jak uznanie narodowo�ci, nic nam
nie da, je�li nie b�dziemy wiedzieli, co z tym zrobi�. Spr�bujmy wi�c to nasze pragnienie zachowania swojsko�ci skonkretyzowa�. By�
mo�e oka�e si� wtedy, �e wiele mo�emy osi�gn�� tymi narz�dziami i �rodkami, jakie ju� mamy (np. samorz�d gminny i powiatowy) bez
antagonizowania ludzi nie poczuwaj�cych si� do naszej �l�sko�ci a �yj�cych na �l�sku obok nas.
Do mnie najbardziej przemawia droga obrana przez Kaszub�w. Uwa�am, �e ostoj� naszej nowoczesnej to�samo�ci powinna sta�
si� mowa. Mowa ta musi jednak zosta� uporz�dkowana i przetworzona w j�zyk literacki. Mojej �l�sko�ci nie chc� pojmowa� jako co�
zamkni�tego i maj�cego zast�pi� polsko��. Nie chc� si� odcina� ani od kultury polskiej, ani niemieckiej, ani �adnej innej. Chc�,
aby moja �l�sko�� sta�a si� pewn� „warto�ci� dodan�”, z kt�rej czerpa� b�d� mogli inni. Do tej mowy doda�bym
jeszcze pami�� o dziejach przodk�w, czyli histori�, ale pe�n� a nie wybi�rcz�.
Marzy mi si� �l�sk nie zunifikowany, ale wieloetniczny, na kt�rym �yj� w zgodzie ludzie uwa�aj�cy si� za Polak�w,
za Niemc�w, za �l�zak�w (niezale�nie od tego, czy nazwiemy ich narodem, czy nie), a tak�e wszystkie stany po�rednie. Chcia�bym, aby
wszystkie te spo�eczno�ci wzajemnie si� zaakceptowa�y, uszanowa�y swoje istnienie i umia�y wsp�pracowa� dla wsp�lnego dobra bez d��enia
do zasymilowania kogokolwiek. Chcia�bym, �eby zamiast s�owa „integracja” zacz�to u�ywa� s�owa „zgoda”.
Nie wymagajmy od ludzi deklaracji narodowych rozumianych w w�skim sensie i wzajemnie wykluczaj�cych si�. �yj�c w spo�ecze�stwie
wieloetnicznym cz�owiek wchodzi w relacje z cz�onkami r�nych narodowo�ci, zaprzyja�nia si� z nimi, zakochuje si�. Po pewnym czasie
zaczyna z nimi wsp�-czu�, staje si� troch� Niemcem, troch� �ydem, troch� Ukrai�cem. Mo�na by� jednocze�nie Polakiem i �ydem,
mo�na by� jednocze�nie Polakiem, �l�zakiem i Niemcem. To jest bardziej naturalne ni� bycie tylko Polakiem. Wymaganie od takiego cz�owieka
jednoznacznego opowiedzenia si� po tej czy tamtej stronie jest tak beznadziejne, jak wymaganie od dziecka rozwodz�cych si� rodzic�w, by
zdecydowa�o, czy chce by� z mam�, czy z tat�. Skoro jednak wybiera� mi ka��, staj� zdecydowanie po stronie tego, co dla mnie
bardziej wewn�trzne, pierwotne i naturalne - po stronie �l�sko�ci. Polsko�� przysz�a do mnie jako co� wt�rnego, a cz�sto tej mojej
pierwotnej �l�sko�ci wrogiego.
My�l�, �e �l�sk taki, jaki mi si� marzy, by�by szans� tak�e dla Polski. Polacy niszcz�c nasz� i inne etniczno�ci,
cho� sami tego nie rozumiej�, okaleczaj� siebie i sw�j kraj. Mogli�my i nadal mo�emy by� „per�� w koronie” i „sol�
ziemi czarnej”. Lecz je�li s�l utraci sw�j smak, to czym�e j� posoli� ...
J�zek Kulisz
Powy�szy tekst, kt�ry ukaza� sie w periodyku "Bez Tytu�u" (Wirek 9. czerwca 2002, Nr.4
71), jest pok�osiem pr�by rozmawiania o �l�sku i �l�sko�ci.
|
|
|